W szarej przeszłości, kiedy jeszcze wielu pogan żyło w zupełnej prawie dzikości, na górze zamkowej stał jedyny na całą okolicę mały kościółek. Ściany jego zbudowane były z surowych kamieni polnych, a dach zbity z ociosanych pni i desek. W smukłej wieżyczce kościelnej wisiał dzwonek – dar księcia mazowieckiego. Na dźwięk dzwonka, nawołującego na mszę świętą, niewielu jeszcze wówczas chrześcijan spieszyło do kościoła.

ilustracja-do-legendy-aldrowandia

 

Do liczby pierwszych wiernych należała pobożna Aldrowandia z Bożej Wody (koło Czystochlebia). Jakkolwiek jeszcze młodą była, nie oszczędziły jej cierpienia, choroby i różne dolegliwości. Toteż stałą jej towarzyszką była mocna laska. W lesie pod gałęziami świerków zbudowała sobie nędzną lepiankę. W czasie około świętego Jana cierpienia znów jej dokuczać poczęły. W drodze powrotnej z kościoła upadła bezsilna na łączce. Podniosła głowę i ujrzała pobliskie źródło. Resztkami sił dowlokła się do jego brzegów. Piła chciwie, bo ciepła, prawie gorąca woda cudownie kojąco działała na jej cierpienia. Zasnęła… zbudził ją dopiero dzwonek kościelny na „Anioł Pański”. Jak nowo narodzona, pełna sił i życia, zerwała się i pospieszyła do swego domku. Od tego czasu źródło „uzdrowienie” (bo tak je nazwała) dostarczało jej codziennie z rana i wieczorem krzepiącego napoju. Cierpienia opuściły ją zupełnie. Urządziła sobie więc tutaj nowe mieszkanie i nazwała je „bożawoda”. Las dostarczał jej pokarmu, źródło gasiło pragnienie.

Wieść o cudownym ozdrowieniu Aldrowandii rozniosła się szybko po całej okolicy, a do źródła schodziły się rzesze chorych i kalek. Aldrowandia pielęgnowała ich, budowała dla nich schroniska, zaopatrywała w żywność i napój. Płynęły lata… Niezmordowana była pielęgniarka u źródła „uzdrowienie”, a liczba nieszczęśliwych z bliska i z daleka stale wzrastała. Gdy kiedyś, w wieczór świętojański, zgromadzeni pielgrzymi obchodzili rocznicę uzdrowienia swej opiekunki, z głębiny leśnej wypadł poganin niosący psa na ramieniu. Rozejrzał się dziko dookoła, po czym skierował swe kroki wprost do źródła. Ujrzawszy Aldrowandię, zawołał z daleka: – Uzdrów mi psa swoją wodą! Milcząco potrząsa Aldrowandia swą białą głową, wzniesionymi rękoma broni dostępu do źródła. Wściekłość ogarnia poganina, chwyta psa i rzuca go do wody, zaś Aldrowandię silnym ciosem strąca do źródła, gdzie znika w jego przepastnych głębinach. Okropny krzyk nieszczęśliwych rozdarł powietrze. Wszyscy biegną na pomoc swej opiekunce, lecz wysiłki ich są daremne. Choć tyle rąk zanurza się w źródle – żadna nie wydobywa jej na powierzchnię. Wznosi się natomiast olbrzymi czarny słup wody i opadając z szumem niezwykłym, porywa wszystkich w czarną czeluść. Nastała cisza grobowa dookoła… Przerażony poganin z szybkością wichru opuszcza miejsce zgrozy, by ukryć się w lesie. Tam dopiero ochłonąwszy, zatrzymał się na skraju zarośli, odwrócił się i spojrzał na miejsce niezwykłego wypadku. Nie pozostał żaden ślad po niedawno przebywających tu ludziach. Ciemne masy błotnistej wody wciąż jeszcze wznoszą się i opadają. Przerażony chce uciekać, ale jakaś tajemnicza siła przykuwa go do miejsca. Daremnie stara się ruszyć z miejsca, wszelkie wysiłki, zaklęcia i wołania pozostają bez skutku. Stać musi i patrzeć na miejsce swej zbrodni.

Upłynął rok i znowu w dzień świętojański zbiera się nowy tłum chorych. Blade ich twarze ogarnia zdziwienie. Zamiast źródła czystej wody i swej gorliwej opiekunki, widzą przed sobą wstrętne bagnisko czarnej wody. Cisza niesamowita wprost przeraża… Najmniejszy wietrzyk nie porusza gałązek, żaden dźwięk nie dochodzi do uszu zdumionych. Oddech śmierci tu wieje, siejąc zgrozę piekielną naokoło. Jak widmo unosi się nad trzciną biała czapla. Kłęby czarnej wody rozchodzą się kręgami i zbliżają się do brzegów jeziora. Brunatne kaczki zanurzają w przelocie swe białe piersi w igrających bałwanach i urządzają niesamowite pląsy, bynajmniej nie odpowiadające ich zwyczajom. Nagle, z głębin jeziora płyną srebrne dźwięki dzwonka. Długo wsłuchują się przybysze w dźwięczące bim… bam… bim… bam… Płochliwie unosi się pod samą powierzchnią wody jasnozielona roślinka i białą swą główkę zwraca w stronę trzcin u brzegu, jak gdyby ustawicznie szukała wzrokiem swego mordercę. Lekki wietrzyk porusza trzciny, z cichym westchnieniem ukrywa Aldrowandia swą główkę, by zniknąć na jeden rok pod wodą.

Dziś dźwięk dzwonów brzmi smutno… Niektórzy twierdzą, że dźwięki te pochodzą z głębin jeziora, inni zaś, że jest to dzwonek mszalny z Wąbrzeźna. Nadziemska siła przynosi te dźwięki.

Podanie z czasów pierwszych chrześcijan niezwykłe to zjawisko skojarzyło z nocą świętojańską. Setki lat minęło zanim ktoś tu zajrzał. Naprzód osiedlili się tu mieszkańcy bagien i moczarów, ptaki różnego rodzaju. Człowiek jednak unika tego miejsca po dzień dzisiejszy, bo jakaś nieprzezwyciężona przepaść dzieli go od niego.

Do pierwszych zapewne ludzi, którzy zainteresowali się jeziorem, należał profesor Caspari z Królewca. Na lekkiej łódce przeszukał on w roku 1879 całą okolicę jeziora. Nie interesuje  jego fauna, wzrok jego skierowany był na świat roślin. Poszukiwania zakończyły się pomyślnie: maleńka roślinka, wiatrem kołysana, wychyla lękliwie główkę ponad powierzchnię wody. Jej oczęta niezachwianie zwrócone są na czaplę stojącą u trzcin. To ona: Aldrovandia Vesiculosa Tym razem ręka badacza była, niestety, ręką mordercy jedynej, na Pomorzu tylko występującej, rośliny. Odtąd w dzień świętojański nie unosi ona już swej główki ponad czarne lustro jeziora. Wszystkie poszukiwania za nią okazały się daremne. Czyż nie nastąpił jeszcze ten wielki dzień świętojański, kiedy pod metalowym głosem sądu światowego wody jeziora Okonek ustąpią miejsca wesołej polance leśnej, a lata pokuty czapli skończą się, zaś niezmordowane wysiłki brunatnych kaczek uwieńczone będą rezultatem? Zobaczcie, czy Aldrowandia uniosła swą białą główkę z szumiących fal, czy jej smukła postać wyszła na brzeg źródła „uzdrowienie”, by uwolnić ludzkość od namiętności niszczenia i burzenia, chorych od cierpień… Ciężary tej ziemi niech pozostaną na dnie głębin.

 

 

 

Ilustracje do legendy wykonał Bartosz Bruchwałd ze Szkoły Podstawowej w Ryńsku