Południowa część Jeziora Zamkowego otacza w formie półkola starą Górę Zamkową, na której znajdował się kiedyś zamek biskupi o nazwie Fredeck.
Jezioro to w pewnym miejscu się zwęża, jest to tzw. szyja jeziora. W miejscu tym młodzież często łowiła ryby. Przy samym brzegu była niezmierzona głębia, nawet najlepsi nurkowie nie dotarli do jej dna. Rybacy bardzo niechętnie ciągnęli sieci przez to miejsce, ponieważ niewidzialne przeszkody rwały sieci i ryby uwalniały się ze śmiercionośnej siatki.
Gdy w niedzielę nad jeziorem słychać było uroczyste dźwięki dzwonów kościelnych, wtedy z głębi wody wydobywał się srebrzysty głos dzwonka, który dochodził do uszu pobożnego słuchacza.
Pewnego letniego poranka, nad jeziorem w okolicy tzw. „szyi”, siedział młody, rezolutny chłopak i zanurzał wędkę w wodzie. Wyciągał jedną rybkę po drugiej i wrzucał do kanki. Gdy miał już tyle, że starczyłoby dla matki i dla niego, zaczął składać sprzęt. Wtedy usłyszał dzwony na poranną mszę św. Wtem spostrzegł obok siebie osobliwego człowieczka, który ze smutkiem przyglądał się jego pracy. Uczynny chłopiec zaproponował mu pożyczenie swojej wędki, do czasu aż wróci z kościoła. Krasnal potrząsając głową powiedział cicho: „Jak to, ja miałbym jedynym moim przyjaciołom w tym jeziorze zabrać życie? I tak jesteśmy bardzo smutni, że wielu z nich, przywiązanych do nas, musi tracić życie. Oni są naszymi posłańcami, dlatego tutaj są takie stada ryb. Ty znasz boskie przykazania i starasz się je przestrzegać. Zostałem posłany, aby prosić cię o ochronę biednych rybek. Jeśli obiecasz nie łowić tu więcej, opowiem ci, jaki los nas spotkał. Kiedyś, gdy była tutaj wieś, biskup powiedział do rzeszy wędrowców, do której i ja należałem: „Zamieszkajcie nad brzegiem tego pięknego jeziora, przy tej dużej puszczy. Ziemia jest tam dobra, jednak ludzie wokoło to poganie. Jeśli będziecie wiernie służyć Bogu, On was nie opuści”. Zbudowaliśmy w tym miejscu dom Boży. Ziemia dawała obfite plony, więcej niż mogliśmy zużyć. Z nadmiaru kupowano od handlarzy klejnoty dla kobiet i dzieci. Dla kościoła nie pozostawało nic. W naszym dobrobycie zapominaliśmy o przestrodze naszego biskupa. Wyznaję również, że zapomnieliśmy o naszym Stwórcy. Nasze serca przywiązały się do ziemskich dóbr.
Pewnego dnia poganie napadli na nasze osiedle. To, co było wartościowe zabrali, pozostałości spalili, a ludzi wymordowali. Tylko kilkoro z nas schroniło się w kościele. Napastnicy straszliwie zachowywali się przy świątyni, lecz nie odważyli się włamać. Myśleliśmy jednak, że żądza krwi zmusi ich do zniszczenia świątyni. Mając śmierć przed oczami ślubowaliśmy jednogłośnie Panu Bogu: „Panie, jeśli nas uratujesz, nasze życie będzie nieprzerwaną służbą Tobie”. Niektórzy mówili: ,,słuchajcie jak woda szumi, wiatr wieje i belki pękają”. Inni – „Nie, to wrogowie harcują”. W tym wielkim lęku ktoś zaintonował Te Deum. Wszyscy padli na kolana i śpiewali. Gdy skończyli, wokół była cisza. Szare światło wpadało przez szyby, a ryby wielkimi oczami patrzyły w okna domu Bożego. Utonęliśmy wraz z kościołem w głębi jeziora i zostaliśmy uratowani. Odtąd służymy bez przerwy naszemu Wybawcy. Gdy dzwony z kościoła wąbrzeskiego dzwonią, zawiadamiają nas, zaraz rybki pływające wokoło. Wtedy zadzwoni nasz dzwoneczek, ale nikt, oprócz nas, nie jest obecny na mszy św. W ciszy i nadziei czekamy, że Pan, który nas uratował, wyprowadzi nas do starej ojczyzny, ponieważ Jego przeciwnicy zostali zwyciężeni. Teraz jest najwyższy czas się pożegnać, bo dzwony nas wołają. Pamiętaj o przyrzeczeniu. Gdy znowu tutaj będziesz siedział, pomyśl o mieszkańcach zatopionej w jeziorze kaplicy i nie łów więcej ryb.”
Chłopiec słuchał uważnie. Wzruszony, przyrzekł nie łowić ryb i dotrzymał przyrzeczenia do końca życia.
Ilustracja Mai Chrzanowskiej z SP 3 Wąbrzeźno